Kochani, po dłuższej przerwie jaką sobie zrobiłam od pisania mam dla Was coś czego jeszcze nie było na tym blogu.
Dzisiaj chcę Wam przybliżyć na czym polega moja praca w realu jako doradca wizerunkowy.
Rozmawiam z Anią Babiarz, szczęśliwą żoną, mamą nastoletniej córki Weroniki i dziewięcioletniego syna Antka. Ania jest z wykształcenia pielęgniarką. Na co dzień łączy zarządzanie domem oraz pracę w pobliskim Zakonie. Od kilkunastu lat mieszka w Anglii. Od 5 lat jest nawróconą katoliczką oraz jest blisko katolickiej wspólnoty Koinonia Jan Chrzciciel.
Na początek chcę podziękować Ani, która chętnie zgodziła się podzielić ze mną na łamach bloga swoimi doświadczeniami ostatniego roku.
Współpraca z Anią rozpoczęła się w maju 2018 roku. Początkowym motywatorem stała się uroczystość Pierwszej Komunii Świętej młodszego syna. Jak każda kobieta i mama Ania chciała wyglądać jak najlepiej podczas tej wyjątkowej uroczystości.
Ania jest osobą bardzo otwartą, radosną, przyjazną i bardzo lubi pomagać innym w potrzebie. Jednak tych cech charakteru, jej Prawdziwego Ja, Unikatowego Piękna nie było wcale widać.
Poniższe zdjęcia zostały wykonane na początku naszej współpracy:


Po szczegółowej analizie kolorystycznej, nauce makijażu, odkryciu proporcji sylwetki, dobraniu najkorzystniejszych fasonów oraz połączeń kolorystycznych dopasowanych do stylu życia, zasad tworzenia garderoby, nauce kupowania i kilkumiesięcznym mentoringu spotykamy się z Anią w jej zacisznym (dzieci w szkole, mąż w pracy) mieszkaniu w letnie czwartkowe popołudnie sącząc sobie ulubioną herbatkę z melisy .
Tu tylko wspomnę, że wszystkie poniższe ubrania, które zostały wykorzystane do poniższych zdjęć pochodzą z aktualnej szafy Ani i są jej ulubionymi stylizacjami na co dzień.
Agnieszka: Powiedz mi Aniu jaka byłaś przed naszym spotkaniem. Jak wyglądał Twój styl i jak siebie postrzegałaś?
Ania: Jeżeli mam odpowiedzieć na to pytanie to tak jak sięgam pamięcią nie pamiętam czasów polskich, nie pamiętam jak robiłam zakupy w Polsce… nie pamiętam jak to było. Jakoś tam coś włożyłam na siebie, chodziłam w tym… byłam dużo młodsza , szczuplejsza, nic mi nie przeszkadzało. Czułam się ogólnie fajnie, dobrze.
Świadomość ubierania przyszła tak bardziej w Anglii. A jak tu zaczęłam chodzić do sklepów na zakupy i zauważyłam, że przykładowo rozmiar 12 jest za wąski a 14 jest za szeroki wtedy sobie uświadomiłam, że nie mogę kupić sobie ubrania. I to mnie zaczynało wkurzać. Poszłam do drugiego sklepu i znowu to samo. O Primarku mogłam zapomnieć bo te ubrania zawsze były za wąskie nie stworzone dla kobiet o pełnych, kobiecych kształtach. Jedna z koleżanek poradziła mi wtedy, że te „droższe” sklepy mają dokładniejszą rozmiarówkę.
Wtedy poszłam do Marks&Spencer i rzeczywiście rozmiar 14 był rozmiarem 14. Ale mimo wszystko zawsze coś było nie tak. Kupując spodnie niby rozmiar był w porządku ale jak się pochyliłam to mi się zsuwały, to bluzki nie mogłam dobrać. I było tak, że przestawałam chodzić na zakupy bo mnie to wkurzało. Skoro idę i nie mogę kupić i jestem wiecznie nie zadowolona no to nie kupuję. Chodzę w tym co mam. I nie myślę o ubraniach. Nie myśląc o ubraniach było mi dobrze. Wtedy byłam o tym przekonana.
Ale mimo wszystko kiedy trzeba było gdzieś wyjść na urodziny, grilla czy inną uroczystość nie miałam co na siebie włożyć. Wiecznie coś było nie tak.
I zawsze zganiałam to na fakt, że starzeję się , że zaczynam tyć. Gdy byłam szczupła to wiadomo, wszystko na mnie pasowało. A gdy kształty zaczynają się zaokrąglać to już nie jest tak fajnie.

Agnieszka: Czy to doświadczenie wpłynęło w jakiś sposób na to, jak Ty sama zaczęłaś siebie postrzegać? I to Twoje postrzeganie siebie czy spowodowało, że inni tak samo zaczęli odbierać Ciebie? Czy narodziły się jakiejś kompleksy?
Ania: Myślę, że się chyba poddałam w pewnym momencie. I chyba zaczęłam gasnąć przez to. Nie mogłam sobie dobrać odpowiedniej bluzki bo z górą miałam zawsze problem. I się poddałam. Poszłam w szarość i czerń. Poszłam w jednolitość. W za duże bluzki tak, aby było w miarę wygodnie, czysto i elegancko. Nie chciało mi się bawić w kolory bo wiecznie coś mi nie pasowało. Nie umiałam tych kolorów dobrać. Nie wiedziałam o co chodzi a szare zawsze do wszystkiego pasuje. No i podstawa: fajnie się pierze. Taka łatwizna. Idziesz na łatwiznę. Przestajesz dbać o siebie, przestajesz myśleć o sobie bo ważniejszy jest ktoś inny. I poddajesz się. To jest na zasadzie poddawania się. Przestajesz walczyć, przestajesz być sobą. Dopasowujesz się do tego co jest, co jest w zasięgu. Nie walczysz.
Agnieszka: Wspomniałaś o tej szarzyźnie, o poddaniu się, nie dbaniu o swoje potrzeby tylko innych… Czy na tamten czas miałaś świadomość, że to jak się czułaś wtedy było jedną z konsekwencji tego, że nie umiałaś sobie poradzić z zakupem właściwych ubrań. To, że Twój zewnętrzny wizerunek nie szedł w parze z Twoją osobowością, charakterem, sercem. Czy umiałaś wtedy sobie połączyć te dwie kwestie?
Ania: Chyba nie. Nie było takiej świadomości. Nie umiałam tego połączyć dlaczego tak się ze mną dzieje. Również dużo sytuacji życiowych miało miejsce i po prostu się poddałam. Zapomniałam o sobie. Odeszłam w cień i zapomnienie.

Agnieszka: Jak się zmieniło Twoje podejście do sylwetki na podstawie dobrania najkorzystniejszych fasonów ubrań? Jaki to miało i dalej ma wpływ na Ciebie?
Ania: Bardzo duży. To jak pomogłaś dopasować mi krój ubrań, fasony do mojej sylwetki… od razu tego nie zauważyłam bo to trzeba czasu, aby to zrozumieć ale dzisiaj po roku uświadomiłam sobie, że mimo iż, przytyłam 4 kilo to nie czuję się gruba. W tych ubraniach dobrze dobranych czuję się bardzo dobrze. Teraz zakupy nie stanowią problemu chociaż dalej się uczę. Popełniam jeszcze jakieś gafy ale ciągle się uczę i idę do przodu. Wiem jakie mam mieć spodnie. Już nie włożę tych o niekorzystnym fasonie. I ja widzę, że w tych ubraniach dobrze dobranych do mojej sylwetki pod kątem długości, szerokości nogawek, wysokości talii mimo, że przytyłam 4 kilo ja się czuję świetnie i jeszcze zbieram komplementy: Aniu, czy Ty ostatnio schudłaś? A już po wizycie w Bravissimo myślę, że nie ma powrotu do tego co było.
Ostatnio moja koleżanka, z którą się znamy ponad 2 lata nie poznała mnie na zdjęciu zrobionym podczas niedawnej wizyty u brata. Mówi do mnie, że wyglądam jakoś inaczej, lepiej. I to dla mnie było wyznacznikiem, że idę w dobrym kierunku.
Na początku zaraz po przebytych sesjach było bardzo trudno zmienić sposób myślenia i sposób patrzenia na siebie. To nie było łatwe. To dalej jest trudne ale jest więcej pozytywów niż negatywów. To już jest zupełnie coś innego.
Agnieszka: A co się zmieniło jeśli chodzi o wykorzystanie kolorów? Czy dalej jest szarzyzna?
Ania: Nie, nie ma szarzyzny. Kupiłam sobie błękitny płaszczyk. Mam żółtą torebkę gdzie zawsze miałam czarne i brązowe. Nie wiem skąd mi się wzięło to, że zawsze kupowałam czarne lub brązowe torebki. Były one dobrej jakości, skórzane ale zawsze w tych kolorach. Kiedy kupiłam sobie żółtą torebkę zaczęłam zbierać masę komplemetów, ludzie zaczęli zauważać mnie. Moją osobę. Kiedyś mnie nie zauważano.
A teraz: ooo, fajnie wyglądasz… ooo, coś zmieniłaś. I jestem w centrum zainteresowania. To dalej mnie peszy chociaż mam już większą świadomość siebie to już teraz nie tak bardzo. Ale na początku mnie to bardzo peszyło, że ludzie mnie zauważają bo czerwoną czy błękitną bluzkę włożyłam. Ubierając błękitny płaszczyk do kościoła jedna z koleżanek powiedziała mi: Jak Ty elegancko wyglądasz! A ja się czułam jak jakaś wielka dama czy pani dzięki tylko kolorowi i fasonowi.

Agnieszka: Właśnie komplementy. Bardzo wrażliwa sfera. Czy jest ich teraz więcej? Jak sobie z nimi radzisz? Wspomniałaś już, że peszą Cię. Czy jest coś więcej?
Ania: Teraz dziękuję kiedy usłyszę komplement. Kiedyś tak nie było. Kiedy ktoś mi mówił, że np mam ładną torebkę to zawsze moja reakcja była taka: ooo, taka stara wyciągnięta z szafy… Typowa odpowiedź Polki. Tłumaczenie się, chowanie się. Za grosze kupiłam… Ale przecież nikt mnie nie pytał o cenę. Tylko mówił, że ładna. Wtedy się mówi: dziękuję. Nauczyłam się tego. A wcześniej takie typowe odpowiedzi sama dawałam, aby ukryć to, że się peszyłam.
Jestem dumna z tego, że się powoli zmieniam. Wychodzę ze skorupki ślimaka. Ja się jeszcze chowam jak mnie ktoś dotknie ale to już nie jest to. Ja już czarnej torebki nie kupię. Buty czarne wyrzuciłam. Wszystko co miałam czarne. Jednak muszę się przyznać, że po pierwszym spotkaniu z Tobą, zostawiłam kilka czarnych ubrań w szafie tak na wszelki wypadek. A potem po kilku miesiącach podjęłam decyzję i pozbyłam się czarnych ubrań (których i tak nie nosiłam) mówiąc sobie, że jak będę potrzebowała czarne ubrania to sobie kupię a teraz niech mi w szafie nie zabierają miejsca.
Agnieszka: Powiedz mi Aniu, czy do tej pory zdarzyły się Tobie tzw. skoki w bok? Czy kupiłaś jakąś rzecz, która nie jest w Twoim najkorzystniejszym fasonie czy kolorze? Jeśli coś takiego miało miejsce to dlaczego podjęłaś taką decyzję ? Czy Jesteś w stanie ocenić co mogło to spowodować? Mam tu na myśli tzw. pocieszki lub taki stan emocjonalny podczas zakupów, aby nie wrócić do domu z niczym to kupuję to, co mam pod ręką. Zakup na siłę.
Ania: To nie była sytuacja związana z zakupem. Bo jeżeli coś kupowałam to stosowałam się do Twoich rad. I sumiennie chodziłam i mierzyłam ubrania tak jak mi mówiłaś. Mierzyłam wszystko. Stałam w tej przymierzalni i walczyłam ze sobą: nie, to mi nie pasuje… nie, nie kupię tego na siłę…
Nie kupowałam ze względu na szacunek do Ciebie i zaufanie jakim Cię obdarzyłam. Nie zrobiłam tego w czasie zakupów ale miałam taką walkę jeśli chodzi o ubrania w szafie. Walkę typu, że nie pozbędę się ubrań przez sentyment do nich, że np je zużyję do pracy. Szkoda mi było wyrzucić nie zniszczonych ubrań, czarnych czy spodni ze zbyt niskim stanem. Ale co zauważyłam, że idąc do pracy w tych ubraniach ja się nie czułam dobrze. I doszłam do takiego momentu, kiedy stwierdziłam, że to nie może tak być. Ja muszę się ich pozbyć bo ja się nigdy od tego nie uwolnię. Ciągle mi chodziły Twoje słowa po głowie, że ja chodząc do pracy mam również dobrze wyglądać i mam się dobrze, że sobą czuć. Spakowałam te ubrania w worki i w końcu pozbyłam się ich. Chodzę do pracy ubrana w kolory i fasony dopasowane do mnie i czuję się bardzo dobrze.
Pracuje mi się dużo lepiej, przyjemniej wiedząc, że dobrze wyglądam. Nawet Siostry Zakonne zaczęły mi prawić komplementy i zauważać, że ładnie wyglądam. Wstaję o 6 rano i wygospodarowałam czas, aby podkręcić sobie włosy lokówką i zrobić „rzęsy”. Jeszcze na co dzień nie nakładam całego makijażu ale do pracy jak to się mówi „bez rzęsy zrobionej” już nie pójdę.
Agnieszka: Super. Niesamowity postęp. Bardzo mnie to cieszy.
Kiedyś mi wspomniałaś, że Twoim marzeniem jeszcze mieszkając w Polsce było mieć otwierając szafę gotowe zestawy ubrań na każdą okazję. Mało jest osób, których stać, aby właśnie w ten sposób swoją szafę urządzić . Jak to wygląda teraz? Czy Jesteś już teraz w stanie doświadczyć tego, że mniej znaczy więcej? Mniej ubrań w szafie a mimo wszystko więcej różnorodnych połączeń i zastosowań tego co już masz w szafie?
Ania: Tak. Definitywnie tak. Wcześniej miałam więcej ubrań, w których źle się czułam Miałam ubrania, które wisiały na wieszakach, w których wogóle nie chodziłam. Część ubrań, które używałam tylko dwa razy do roku na święta. A w tej chwili mam takie ubrania, w których pójdę np na grilla a potem np w tych samych spodniach tylko zmieniając top i buty pójdę do kościoła. Ja po prostu widzę tę różnicę.
Mam spodnie w jasnej zieleni do których ubiorę trampki i idę na grilla i do tych samych spodni jeśli włożę sandały na koturnie, włożę koszulę i zmienię torebkę idę do kościoła. Ja mam trzy pary spodni ale ja mam ubrania, które mi do wszystkiego pasują. Bardzo łatwo robię mix & match.
Teraz na wakacje jedziemy do Polski i jestem szczęśliwa bo wiem jak mam łączyć różne części garderoby, aby nie wyglądać cały czas tak samo. Ostatnio jak byłam w Polsce mój tato, starszy człowiek powiedział do mej mamy: u nich to musi być bieda bo ona ciagle w tym samym chodzi…
Po raz pierwszy nie będę miała problemu z pakowaniem się. Biorę trzy pary moich spodni i mam stylizacje, aby pójść do kościoła, wypady na zakupy i na codzienne przebywanie w domu i ogrodzie z rodziną i przyjaciółmi. Nie mam problemu. A wcześniej jak się pakowałam to miałam osobny zestaw do kościoła, osobny na imieniny i osobny na tzw. codzienność.

Agnieszka: Co podczas tego procesu było najtrudniejsze dla Ciebie?
Ania: Najtrudniej było zapuścić włosy. Ponieważ zawsze było szybko, krótko i wygodnie. To było najtrudniejsze. No i efektem tego było kilka nieplanowanych wizyt u fryzjera, aby je skrócić bo nie dawałam rady. Dlatego dalej pracuję nad osiągnięciem najkorzystniejszej długości. No ale już niedługo. A druga rzecz to zacząć myśleć o sobie codziennie. Myśleć o tym, aby zacząć się malować.
Malując te swoje rzęsy, codziennie ja myślę o swoim pięknie. Malując rzęsy ja myślę o pięknie, o tym, że jestem ładna. Myślę o swoim wyglądzie. To jest kilka minut. I przez te kilka minut ja myślę o sobie.
Rodzina to zaakceptowała i wie, że kiedy idę do pokoju, aby się pomalować nikt mi nie przeszkadza bo jest to czas dla mnie. Moja nastoletnia córka Weronika już nie zabiera mi lusterka bo mama się maluje. Kupiłam jej drugie lusterko. Ja mam te pięć minut dla siebie. Wcześniej nie miałam takiego czasu. Bo zapomniałam o sobie.
Malowanie przypomina mi o sobie. I to, że czeszę włosy dłużej, kręcę je i maluję się to mi zajmuje około pół godziny dziennie. I rodzina nie cierpi z tego powodu, że ten czas ja poświęcam sobie. Ja się przez to czuję piękniejsza, ładniejsza i ja pewniej wychodzę na ulicę. A wcześniej mi się wydawało to nie możliwe, aby wygospodarować te około pół godziny dla siebie.
Myślenie o sobie, układanie włosów, malowanie się nauczyło mnie orientacji w czasie. Jak dużo mamy czasu codziennie tylko źle nim gospodarujemy. Zwrócenie uwagi na siebie nauczyło mnie jak gospodarować czasem. To sobie uświadomiłam.
Drugą najtrudniejszą rzeczą było patrzenie na siebie inaczej niż do tej pory. Patrzę w lustro i jak ja długo tam nie widziałam tego, co ja mam widzieć. Na przykład: gdzie mam talię, dlaczego konkretny fason spodni jest niekorzystny i dlaczego spodnie typu bootcut są korzystniejszym rozwiązaniem dla mnie niż skinny. To mi najdłużej zajęło.

Agnieszka: Zmiana sposobu patrzenia na siebie to jest kluczowa kwestia w tym procesie. Cieszę się, że wspominasz o tym. Najtrudniej jest zobaczyć siebie takimi jakimi jesteśmy teraz w danym momencie naszego życia. Najczęściej patrzymy się na siebie i nie widzimy faktów tylko koncentrujemy się na naszych niedoskonałościach lub tym jak byśmy chciały wyglądać lub tylko na konkretnych częściach naszego ciała jakby całość nie istniała. Tylko np nasze uda, brzuch czy piersi.
Zmiana sposobu patrzenia na siebie nie jest to szybki i łatwy proces, Często jest on bolesny. Często ten czas, proces uzdrowienia jest bolesny i dość nieprzyjemny. Jest to duże wyzwanie, które wymaga cierpliwości i zaufania.
Jak teraz Ty patrzysz na siebie w lustro? Czy pod kątem kompleksów? Czy najpierw zauważasz pozytywne elementy siebie? Czy siebie akceptujesz patrząc się w swoje odbicie w lustrze?
Ania: Jest dużo łatwiej. Ten proces całkowicie mnie zmienił. To wszystko na co zwróciłaś mi uwagę przypomniał mi jaką jestem osobą, że mam kształty a nie, że jestem gruba czy za gruba. Że jestem normalną, piękną kobietą. I uświadomiło mi to w momencie, jak przeszłyśmy razem przez ten proces po pół roku. A teraz widzę , jaka ja byłam wcześniej, rok temu. Nie miałam tej świadomości, którą mam dziś. Dopiero teraz moje oczy się otworzyły. Ja teraz widzę, żę jestem spójną osobą.
Ja uświadomiłam sobie, że kiedyś patrząć się w lustro ja nie widziałam swojej twarzy. Pamiętasz jak podczas naszej pierwszej sesji mówiłaś, aby patrzeć na całą siebie włączając w to głowę a nie tylko część sylwetki wtedy do mnie dotarło, że jak np kupowałam bluzkę i stawałam w przymierzalni przed lustrem ja patrzyłam tylko na bluzkę a nie na całość. Głowy, twarzy wogóle nie brałam pod uwagę. Jak mi ta bluzka pasuje do twarzy tylko patrzyłam w dół.
To tak jakbym nie miała twarzy. To sobie uświadomiłam. To tak jakbym nie miała tożsamości nie mająć twarzy. Skoro nie patrzyłam na twarz… dlaczego ja tego nie robiłam? Nie miałam tożsamości. Myślę, że dlatego też trudno mi było ze zmianą fryzury.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie: kim jestem, jaka jestem, po co żyję. To wszystko ma sens.

Ja widzę jaką świadomość ma moja nastoletnia córka, jak ona mi się przygląda i to jakim ja jestem dla niej przykładem.
A i pamiętam jak któregoś dnia poszłam, aby odebrać młodszego syna ze szkoły i ubrałam się jakoś ładniej niż zwykle odbierająć syna ze szkoły. Miałam jasną bluzkę, maxi spódnicę i tenisówki. I mój dziewięcioletni syn wybiegając ze szkoły po raz pierwszy krzyczy do mnie: mamusiu, jak Ty ładnie wyglądasz!
Ja byłam w szoku. To mi się spodobało. Ta świadomość, że jestem ładna. I mam być ładną dla nich.
Teraz pracuję nad tym, aby być ładna codziennie w domu. Aby mieć ładną koszulę nocną, ładną pidżamę. Bo to też jest ważne.

Agnieszka: Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem, odkryciem podczas tego ostatniego roku?
Ania: Odkrycie, że z dłuższymi włosami jest mi naprawdę lepiej a zaskoczeniem, że patrząc się w lustro oddzielałam tułów od głowy. Nie miałam połączenia a tu nagle odkrywam twarz i to, że jestem całością i jestem piękna w oczach Boga. Odkryłam swoją twarz, swoją tożsamość na wielu płaszczyznach życiowych.
Agnieszka: Czy uważasz, że katoliczka powinna być dobrze ubrana?
Ania: Tak, zdecydowanie tak. Pamiętam jak mi powiedziałaś, że zobaczysz jak ludzie zobaczą Twoją zmianę, jak będą widzieli Twoją przemianę… nie pamiętam jak to dokładnie było ujęte… była kiedyś taka rozmowa między nami, że poczekaj na efekty, będziesz przykładem dla innych. I tak się stało. Bo po mnie wiele kobiet zaczęło się zmieniać. Zaczęło chcieć. Zainspirowanych zostało wiele kobiet. Niektóre o tym mi mówią, niektóre nie ale ja to zauważam i bardzo mnie to cieszy. Na początku mnie to zawstydzało, że ktoś zauważał te zmiany ale teraz nie ponieważ wiem po co to robię i jaki jest tego sens.

Agnieszka: Czy uważasz, że dbanie o siebie bo tu mówimy o tym, aby nasz wizerunek był spójny z naszymi wartościami, z tym kim jesteśmy, z naszym sercem, osobowością… czy myślisz, że to jest katolickie?
Ania: Tak. Dzisiaj myślę, że tak. Jeszcze do niedawna miałam takie przekonanie z przeszłości… nie wiem kto mi to wmówił… to, żeby być taką szarą myszką, żeby się nie rzucać w oczy. Ale właśnie dlaczego nie? Dlaczego mam się nie rzucać w oczy? Wierzę w Boga, jest On moim Ojcem, jest moim Przyjacielem zatem dlaczego nie mam być Piękna? On jest Pięknem.
Jak się ubieram na spotkanie, to się ubieram ładnie. Dlaczego na spotkanie w niedzielę ze swoim Przyjacielem jak idę do kościoła dlaczego nie mam być piękna? Idąc na kawę z koleżankę no to się ubieram, wybieram biżuterię, stroję się… zatem dlaczego idąc do kościoła nie mam wyglądać jak najkorzystniej. Dlaczego mam się ubrać w szarzyznę. Ja mam się świecić. Ja jestem światłem więc mam się świecić.

Agnieszka: Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Bóg jest Piękny, jest pięknem. Zatem nasz duch, dusza i ciało mają być odbiciem tego Piękna. Nasze całe ja włączając nasze ciało, jak wyglądamy mają wskazywać na naszego Stwórcę.
Ania: Zgadza się. Dokładnie tak. Jak ja wychodzę z domu i idę by coś załatwić ja się czuję dobrze, czuję się w jedności z Bogiem. Świadomość tego przychodzi z czasem. Tego od razu się nie wie. To przychodzi z czasem, kiedy zaczynasz myśleć o swojej urodzie, o swoim pięknie. Jak zaczynasz inaczej patrzeć na siebie w lustro tak jak mnie uczyłaś.
Kiedyś jeden z księży mi powiedział, że ja jestem lustrem Boga. Bo jestem stworzona na Jego obraz i podobieństwo. Bo jestem piękna. Bóg się przegląda w nas a my w Nim. On jest Światłem on jest jasny, On nie jest ciemnością. Dlaczego mamy się ubierać w ciemne kolory a nie w jasne? Dlaczego nie mam chodzić w czerwonej bluzce i czerwonych spodniach? Mój Ojciec jest Królem a ja jestem Jego córką , Jego ukochaną księżniczką.
Agnieszka: Dziękuję Ci Aniu za Twoją otwartość, gdyż bez tego żadnej zmiany by nie było. Współpraca i praca nad sobą oraz wola zmiany sposobu myślenia, nawyków jest potężnym wyzwaniem. Dziękuję, że zechciałaś z nami się podzielić swoim doświadczeniem.. Chwała Panu!!!

Tradycyjnie przypomninam, że jeśli chodzi o wykonane zdjęcia to nie zostały one poddane żadnej obróbce programem upiększającym, odmładzającym a w efekcie zakrzywiającycm rzeczywistość i kreującym nie istniejącą iluzję.
Tu sparafrazuję Maxa Kolonko i powiem: pokazuję jak jest. 🙂